Oj ciężko było dziś te cztery litery ruszyć, ciężko, kolega Grzybek namawiał na rower, ale nie dałem rady, leń wygrał, ale w końcu o godzinie 10:30 stało się jest moc i jest jazda na Pniowiec 😉
Jadę autem kolega pisze, że będzie tam na jakieś pół godziny to GIT sobie myślę…
na miejscu po drodze lekkie resztki śniegu z rana, wcześniej na głównej plaży morsów w sporo, ale ja jak to ja wole SOLO, sporo osób tego nie rozumie, no ale cóż, ja robię swoje inni swoje, co nie znaczy, że w grupie nie jestem i też czasem zawitam tu i tam, proszę tylko o uszanowanie mojej decyzji i tyle 😉 i nie dotyczy to tylko morsowania 😉
OK rozgrzewka za mną Grzybka dalej nie ma więc wchodzę do wody, po 8 minuta wpada synek i trzęsie się z zimna, a ja w wodzie i co mam powiedzieć heh :), po 10 minuta wychodzę stwierdzam, a raczej organizm mi podpowiada że wystarczy…
dzięki kolego za towarzystwo, a kolejne morsowanie już za tydzień w górach buuuuaaaa, a gdzie to niespodzianka dowiecie się w kolejnej relacji 🙂
Dodaj komentarz